Kostkowe zabobony

Trzy Kości

Żebym ja miał takie szczęście... (Wikipedia)

„There’s a guy in my group named Kevin. Kevin is cursed by the dice gods. They hate him. They torment him. They kill his characters and make him appear foolish with wild glee.”

Czemu ja mam takiego pecha do kostek, do chuja żesz wafla? Już pomijam sytuacje, w których poziom trudności w L5K jest tak wysoki, że przeczy to wewnętrznej logice gry (i nie chodzi tu o rzuty przeciwstawne, to się jeszcze daje zrozumieć…), ale mieć 15 kości na trafienie w Requiem i ani jednego sukcesu? Taking the piss, or what? Oczywiście wszyscy mi radzą, żebym zmienił kości, ale skąd ja kurwa wytrzasnę pięć dych na takie, na których nie wypadają idiotyzmy? A jak nie pięć dych to co, mam się bawić w Adama Savage’a i testować mit o wyważaniu kostek za pomocą mikrofalówki? Toż to jakieś absurdalne zabobony, magiczne myślenie, czasem nawet wsparte pseudonauką. Dobra, niby rzeczywiście mikrofalówki podgrzewają „od środka”, ale bez przesady. Pewnie się okaże, że to nie działa i będę musiał do Snopesa pisać, żeby ludzie przestali robić takie głupoty. Na szczęście nie tylko ja mam pecha do pojebanych kości – najwidoczniej w procesie odlewania plastiku czasem trafi się jakaś anomalia, która powoduje, że K20’tka zawsze pokazuje wysokie wyniki, a K10’tka absurdalnie niskie. Czyli co? Wziąć łopatę i w pizdu zakopać wszystkie piętnaście?

Poza tym, Kotkowaty prowadząc Requiem za bardzo myśli jak gracz. Przykładem, Beliar’s Brood, zwani przeze mnie pieszczotliwie „zdziczałymi lumpami” – co na nich trafimy, to zachowują się jak jebane Terminatory. Dostanie taki „sugestię balistyczną”, to natychmiast pali krew i skleja się z powrotem do kupy, więc trzeba się z takim nachetać jak głupi. Ale to pół biedy, takie rzeczy umie robić każdy wampir. Gorzej, że oni notorycznie mają jakieś chore umiejętności pokroju Gunslinger czy Combat Marksmanship – takich rzeczy nauczyć się nie jest prosto, a Beliary rekrutują się głównie z szatanistów podwórkowych i drobnych zadymiarzy. Obecność nieusprawiedliwiona, że tak powiem. Że moja postać, pochodząca z tej samej grupy (złodziejka samochodowa, przypominam), znalazła kogoś, kto ją takich sztuczek nauczył, to też cud boży – szczególnie że podobno przydatny Double Tap w moim przypadku służy tylko do tego, żebym się mógł szybciej popisać umiejętnością Tactical Reload, czyli szybkiego zmieniania magazynków. A najgorsze, że tacy kolesie ani nie spierdalają jak widzą, że gówno trafiło w wentylator, ani nie dają się wywabić w żaden sposób – harleyowcowi ktoś kradnie motor? Nie, kurwa, nie wylezie z magazynu, w którym się na nas czai. Wrzuciliśmy im do środka koktajl Mołotowa? Nie, kurwa, będą tam siedzieć, mimo że dokoła disco inferno i powinni ze strachu po ścianach zapierdalać. Dopiero wczoraj mogliśmy zobaczyć, jak takie Beliary zachowują się w normalnych warunkach – tak upierdliwie strugałem dwójkę z nich za pomocą pistoletu, że w końcu postanowili zeżreć się nawzajem. Oczywiście po tym, jak Tony Taksiarz skasował dwóch za pomocą miny podłożonej pod kanapę (sic!) i razem z Panią Kotku dał się zatłuc ostatniej trójce. A żeby było jeszcze śmieszniej, statystyki bojowe każdy z tych trzech miał jak cała nasza drużyna do kupy wzięta. Taking the piss, or what?

Skoro zdziczałych lumpów mamy za sobą, kolejna grupa z którą ostatnio mamy do czynienia, czyli zbiegłe ghule. Zbiegły ghul statystykami dorównuje naszym Igorom. A nasze Igory, guess what, mają więcej kropek w Dyscyplinach niż nasze postaci. Co gorsza, każdy pierdolony zbiegły ghul najwyraźniej pełnił rolę ochroniarza albo kilera do wynajęcia, bo wszyscy, co do jednego, mieli więcej umiejętności bojowych niż cała nasza drużyna razem wzięta. Żeby było jeszcze śmieszniej, usiłowałem jednego zatrzymać strzelając mu w nogę – trafiłem, zraniłem, a ten wydał punkt krwi żeby się wyleczyć i radośnie biegł dalej. Dick move. A wczoraj, na ten przykład, mieliśmy zrobić im wjazd na chatę. Oglądaliście film „Miami Vice”, ten z Colinem Farrellem-Curusiem? Jest tam taka scenka, w której bohaterowie robią wjazd do domku kempingowego, żeby uratować dziewczynę Tubbsa, a kończy się w ten sposób, że Główny Zły obserwuje wszystko przez webcam i gdy bohaterowie już wychodzą, to zdalnie odpala ładunek wybuchowy, który zmiata całą chałupę i samą zainteresowaną. U nas było podobnie – ładunki wybuchowe ukryte tak, że na znalezienie każdego potrzeba było pięciu sukcesów (co kurwa?!) i robiące drużynowemu specjaliście od włamań (czyli mnie) „z tyłka dupę śred… eee…” ((C) Pani Kotku). I to JUŻ PO obniżeniu siły rażenia. Jakby tego było mało, tylko mnie może się trafić przerzucenie jednego zera trzy razy w rzucie na to, ile obrażeń od ognia dostaję. A zbiegłe ghule, wraz z zakołkowanym Szeryfem Los Angeles (SIC!) w bagażniku, znajdowały się wtedy w zupełnie innym miejscu. Biorąc pod uwagę, że moja postać ze strachu zanurkowała w trawnik i przy okazji nie nadaje się do niczego, Pani Kotku też zanurkowała w trawnik, a Ryjek gra przygłupem (oby tylko grał…), to raczej ich nie dogonimy.

Ja naprawdę muszę założyć jakąś Grupę Samopomocy Graczom Skrzywdzonym Przez Sadystycznych Mistrzów Gry. Bo Kotkowaty nie wymyślałby tego wszystkiego, gdyby jego MG nie był sadystą.

25 comments on “Kostkowe zabobony

  1. Jeśli chodzi o ghule to proste- oni mają ok.70 lat ghulowania. I nie służyli delikatnym Toreadorom, którym trzeba pędzel podtrzymać, tylko Gangrelom i Nosferom. A przy tym, prędzej się sami wysadzą niż pozwolą ująć, bo wreszcie są wolni.Te ghule są od nas starsze, bardziej doświadczone i cholernie zdeterminowane, a przy tym nie mają nic do stracenia- mogą co najwyżej zginąć.
    Mamy chyba inne podejście- k10 bandytów, kórych byśmy rozwalali jak Neo żołnierzy Matrixa, mnie by znudziło. I odrobinę zniesmaczyło- przeciwnik ma Jane doceniać, a nie włazić pod lufę. To nie D&D, pdki nie są uzależnione od ilości rozwalonych goblinów. To Świat Mroku.
    A co do kości/strzelania- upierasz się przy mechanice, która nieznacznie zwiększa Ci szanse na trafienie(większa pula), ale nie daje żadnych bonusów do damage’y. Tak, przy zmianie, zamiast 15 kości będziesz miał 7?8? Ale jeden sukces gwarantuje pewną ilość obrażeń automatycznych+1 za trafienie. A nie żałosny 1 bash. Broń palna jest tak nieefektywna na wampirach, że każde obrażenia są na wagę złota.
    Przemyśl to.
    Mi to rybka, ja używam noży.

    • Tak, przy zmianie ja będę miał 7-8 kości, na których gówno wyrzucę, a przeciwnik 9-10 i dużo większego farta. I jakie ja obrażenia będę zadawał, strzelając w sylwetkę przeciwnika, gdzie mu to może polecieć w dowolną rzecz, najczęściej i tak nieużywaną? Dostanie 2-3 bashe zamiast jednego, też mi wielka różnica.

      • Po pierwsze, zawsze możesz celować w głowę, kto Ci broni? Od czegoś masz tego wp i krew.
        Po drugie, zasady stosują się i do nas i do wrogów, więc jeśli Ty masz teraz 15k, to i przeciwnik ma, bo czemu nie? Jeśli Ty zejdziesz do 7-8. to przeciwnik też. Tak to działa, to nie L5K w koncu 😛

  2. PS. My ich nie dogonimy, nasze ghule tak, jeśli to odpowiednio rozegramy. Byron ma szansę Cię ocalić i dorównać chwałą 😀

      • Ej, a skąd założenie, że oni są słabsi?
        To nie jest ghul, którego zrobiłeś. To jest ghul, zbyt cenny by go tracić, więc dali mu wampirzego hosta. Byron może być pół wieku starszy od Lex, nic dziwnego, że jest silniejszy.

  3. To jak palnę takiemu w łeb, to dostanie dwa lethale zamiast dwóch bashy. Też mi wielka różnica. Poza tym, przy broni typu 9-again, to jest paradoksalnie mniej sukcesów – każdy wyrzucony sukces ma 2/3 szans na to, że można kostkę przerzucić i uzyskać następny.

    A poza tym, na cholerę GANGRELOWI ghul-ochroniarz? Gangrel jest w stanie przebić się przez każdego frajera kłami i pazurami, taki klan. Jego ghul powinien być raczej od załatwiania różnych spraw tam, gdzie głupi Gangrel nie może. To samo ghul Nosferata. I po to właśnie Lex ma Byrona, a ty Malcolma.

    • Zobacz, Konrad już się pytał o drugiego ghula, więc czemu taki gangrel nie może mieć kilku ghuli? jeden będzie robił za ochronę w dzień, inny będzie kupował mu ubrania i płacił rachunki. Spróbuj myśleć szerzej. Gangrel gangrelowi nie równy.

  4. Pozwólcie, że się trochę obronię i wytłumaczę wam, jak ja to widzę. Jeśłi moje założenia są błędne, to cóż… Pozostaje mi przeprosić i iść do kąta, ale nie byłbym sobą, gdybym nie przedstawił swojej perspektywy.

    „Dostanie taki „sugestię balistyczną”, to natychmiast pali krew i skleja się z powrotem do kupy” – Leczenie jest odruchowe, a takie barany, jak Beliary robią to, dopóki mogą, co się kończy właśnie napadami szału. Nie, nie myślałem, jak gracz, bo gdybym tak myślał, pozostała dwójka postaci graczy już by była zdiabolizowana, a Twoja postać martwa, bo by Cię zaszli od tyłu. Ale nie. Wyszli na przeciw (zeszli piętro niżej), co wg mnie podważa kolejny zarzut, że się nie dadzą wywabić. Motyw z motorem jest taki: Najpierw kwestia swojego życia, później motor. Czy Lex wskoczy w ogień za samochodem, czy najpierw będzie się starać przeżyć, a dopiero później postara zająć bryką? Nie odpowiadaj, wystarczy, że to przemyślisz.
    „Beliary rekrutują się głównie z szatanistów podwórkowych i drobnych zadymiarzy” – Wielkie Gówno Prawda. To otwarty covenant i może się do nich dołączyć ktokolwiek. Nawet były komandos, którego zostawiła żona, prawie się zachlał na śmierć, zwampirzyli go, zaczął freakować a jakiś czas później znalazł podobnych mu pojebańców. Beliary, to nie mięso armatnie, to nie k10 bandytów, to przeciwnicy. To te cwańsze sztuki, które przedostały się za granicę, które były w stanie sobie załatwić broń, które przez jakiś czas nawet pozostawały niezauważone. A jeśli tego nadal mało, jak już uprzedziłem planuję zrobić wam kilka sesji w Meksyku. Będziecie mieli okazję poznać ciut lepiej to (jakże różnorodne) środowisko. A co do gunslingera. To coś, co można samemu wypracować, nieprawda?
    „A żeby było jeszcze śmieszniej, statystyki bojowe każdy z tych trzech miał jak cała nasza drużyna do kupy wzięta.” – Poniżej staty wczorajszych dwóch przeciwników (Laska przewodziła grupie, więc była z nich najmocniejsza):
    Wampirzyca (Mekhet):
    BP 2, Rany: 0/7, Krew 6/11, Willpower 5/7, defence 4, Inicjatywa 8+k10
    Auspex 3, Celerity 1, Obfuscate 3, Blood of the beast
    Rzut na wykrycie niewidzialnych 8k10, Atak (gunslinger) 8k10, 7k10, Rzut na znikanie 6k10
    Wampir (Ventrue):
    BP 1, Rany: 0/7(8), Krew 3/10, Willpower 4/6, Defence 3, Inicjatywa 6+k10
    Celerity 2, Dominate 3, resilience 1, Blood of the beast
    Atak (nóż) 6k10, Rzut na dominkę 9k10
    A teraz proste pytanie. Ile PD trzeba, żeby taką postać zrobić?

    Kwestię ghuli wytłumaczę osobno, choć moja żona już dużo przedstawiła.
    1. Te ghule, które były pieszczoszkami już dawno złapano. Te, które były lojalne mimo wszystko – służą wam. Te, które nie dają się złapać należą do najgorszego sortu. Desperatów, którzy doskonale znają swojego wroga. Czy w takiej sytuacji mam wam dawać przeciwników, którzy sami się pchają w ręce, czy jednak myślący są lepsi?
    2. To, że wy jesteście wampirami dość młodymi (choć wg podręcznika macie tyle PD, że zaliczacie się do starszych) nie oznacza, że nikt tu przed wami nie był. A było ich wielu i wielu miało ghuli. A te, co żyły na początku XX wieku miały sporo czasu, żeby się uczyć i poznawać nowe rzeczy. Możliwe, że błędem było proponowanie wam stanowiska, ale po prostu nie chciałem robić z was popychadeł księżnej, tylko kogoś, kto zna wagę obowiązku i jest sobie sam sterem, żeglarzem i okrętem.
    3. Były 2 pułapki. Jedna wymagała 3 sukcesów, druga pięciu. A wiesz czemu? Bo jak rzucałem ghulowi na zakładanie pułapek miałem 7 sukcesów. Bo uznałem, że pułapka zamknięta za szczelnymi drzwiami w szczelnym pojemniku jest odpowiednio dobrze zakryta. Bo założyłem, że już w jakiś sposób dowiecie się o poprzednich i będziecie ostrożniejsi, w końcu jesteście w domu tych gości, co to długo się ukrywali, a teraz mają szeryfa waszego miasta, więc nie mogą to być byle popierdółki.

    I kilka dygresji. Zagrożenie na wczorajszej sesji miało mieć potencjał zabicia was, a także miało uświadomić, że macie na przeciw siebie myślącą ekipę. Mój MG nie jest sadystyczny. Po prostu uczy nas, jak się nie dać załatwić. Co z tego, że mam pierdylion kostek, jak sam sobie gardło podcinam. I jeszcze jedna rzecz. Podkreślę to po raz kolejny. Ja prowadzę w stylu akcji (bo inaczej nie umiem, bo w tym się najlepiej odnajduję, bo na to mam pomysły). Coś się musi dziać, musi być zagrożenie i jakaś zagadka do rozwiązania. Jeśli chcecie dalej ze mną grać, to chyba wypadało by wziąć to pod uwagę i spodziewać się, że coś wam może zrobić krzywdę, a nie dziwić się później. Jeśli jeszcze coś wymaga wyjaśnienia, chętnie odpowiem.

    • „Bo jak rzucałem ghulowi na zakładanie pułapek miałem 7 sukcesów.” – Nie można było z góry założyć, że miał jakąś-średnią-liczbę-sukcesów w jednym przypadku i jakąś-średnią-liczbę-sukcesów w drugim? Ja rozumiem, że musiało być uczciwie, ale kiedy kostki są złośliwe, to się różne rzeczy dzieją. Nie w każdym przypadku warto rzucać.

      „Motyw z motorem jest taki: Najpierw kwestia swojego życia, później motor.” – akurat wtedy nie byli zagrożeni. Siedzieli i czekali wewnątrz naszej kryjówki, aż wejdziemy, a ja, myśląc jak taki Hell’s Angel, dla którego jego motor to świętość (dla Lex jej samochód to świętość), chciałem go wywabić odpalając jego maszynę – niech wylezie i sprawdzi, kto mu tron kradnie.

      Poza tym, ja trochę inaczej widzę kwestie tworzenia wampirów i tego, jak one na siebie nawzajem reagują. Taki zachlany komandos, jakby go ktoś zwampirzył, raczej nie byłby zadowolony z całej sytuacji i albo to on rozszarpałby ich, albo oni jego. Beliar’s Brood to raczej sekta – słuchaj guru, a będzie ci dane (zwampirzenie, dodatkowe dyscypliny, itd.). Najpierw delikwenta trzeba odpowiednio obrobić, żeby nie próbował odskakiwać.

      • Zacznę od końca. Dla mnie Beliary to coś innego i już o tym wspominałem. Jak chcesz, przedstawię Ci moją wizję, ale to było przewidziane na odpowiedni etap kampanii, do którego jeszcze daleko. Na razie możecie próbować sami się coś dowiedzieć. Na przykład podnieść i przesłuchać takich gości, zamiast ich dobijać.

        Z motorem faktycznie mogło by być inaczej. Ale ja wiem, co robi Twoja postać, a nie wiem dlaczego, więc nie zawsze zareaguję zgodnie z Twoimi założeniami. Jestem tylko człowiekiem.

        Pułapka… Wiedziałem, że będą spory, ale i tak zdecydowałem się to zostawić. Tak na prawdę nie rzucałem kostkami, sam założyłem, że będzie cholernie trudno ją znaleźć i tyle (patrz kolejne argumenty, zaraz za zdaniem o rzucie). Mogę A) Robić tak, żebyście zawsze mieli łatwo i wszystko się udawało, B) stopniować wyzwania. Dawać takie, których nawet nie będziecie testować i takie, które wymagają wielu sukcesów, żeby zdać. Większość testów zdajecie. Nie udał się jeden. Tak, wiem ważny. Ale równie dobrze mogłem podłożyć wam bombę pod samochód i byście zginęli, bo nawet tego nie zauważycie. Są różne wyzwania, a to było akurat trudne. Teraz wybór zostawiam graczom. A, czy B?

  5. Można było JESZCZE inaczej: lepiej schować granat, który zadaje tylko lethale, ale za to nie chlupocze, nie śmierdzi benzyną i „tylko” wrzuca w torpor, co oznacza, że drużyna zachowująca jakieś pozory wspólnego działania może się chwilowo oderwać od ganiania ghuli i na szybko wrócić do miasta, żeby poskładać jednego z członków do kupy.

    • Oczywiście, że można było. Jednak benzynka miała więcej zalet. Celem tej pułapki było zabicie pierwszej osoby, która się tu znajdzie i zatarcie większości śladów. Gdybym dał granat, który wpędzi was w torpor, nie usłyszał bym pytań co to za granat? Czemu taki mocny? W przeciwieństwie do przeciwników, którzy oprócz prób zabicia was będą też myśleli o własnej dupie, ta pułapka miała jeden cel. Zabić bez względu na wszystko. I tak wyszliście z tego obronną ręką.
      Ale możemy uznać, że to była mocna, niezapalająca pułapka zadająca tylko lethale. Nie ma sprawy, z tym, że wtedy kwestię wyczyszczenia piwnicy załatwię inaczej, a wasze postacie skończą leżąc przed wejściem do piwnicy. Akceptowalne rozwiązanie?

      • Jeszcze inaczej: to była duża bomba, ale grube drzwi do piwnicy osłabiły falę uderzeniową. Zamiast agravek dostajemy dwa razy tyle lethali i musimy spieprzać zanim cały budynek zwali się nam na łeb. Piwnica wyczyszczona.

      • I najważniejsze: mam wrażenie, że ta przygoda wszystkim wymyka się spod kontroli. To już wygląda jak 24: ghule-terroryści porywają nam Szeryfa, dysponują takimi środkami, że my to im możemy, znowu czyjaś chałupa wylatuje w powietrze… będziemy ścigać ich awionetkę samochodem po pasie startowym?

  6. Nie, no stary. 1 granat, bomba benzynowa własnej roboty, łuk, pickup, niewielki domek i motorówka to takie wielkie środki? Poza tym nie wiem, czy zagramy dalej. Jak przeczytacie kolejny wpis, sami zadecydujecie.

    • Nie policzyłeś najważniejszego: lat doświadczenia. W porównaniu z nimi, nasze postaci zostały wsadzone na bardzo wysokiego konia zarówno mechanicznie, jak i fabularnie. Lex jest wampirem max. pół roku. Nie ma żadnej wiedzy na temat świata wampirów. Nie umie się bić, a strzelać jako-tako. Jeszcze bym zrozumiał, gdyby Szeryf dał jej (i całej reszcie) tę robotę tylko po to, żeby się jej pozbyć. Ale on najwyraźniej potraktował nas serio i teraz to go gryzie w dupę. Oraz nas, dużo mocniej.

      A jak na złość, mam taki piękny plan załatwienia tych ghuli, przy założeniu że znajdziemy Lycana w ich pobliżu.

  7. Nie pamiętasz, czemu dostaliście tą robotę?
    Lex strzela jako tako? (15 kości )
    Lata doświadczenia? Nie uwierzę w to, że nie myślałeś w pewnych momentach, tylko po to, żeby nie wymyślić czegoś o czym postać nie powinna wiedzieć, bo ma mniejsze doświadczenie.
    Cytując Ciebie: Bullshit.
    Jedyne z czym się zgodzę, to fakt, że chyba was przeceniłem i powinniście grać na niższej pozycji. A chciałem, żeby było tak epicko…

    A swoją drogą. Te ghule mają tyle kropek co wampir z 30-40 PD. Co to jest w porównaniu do was…

    • 15 kości to ona ma jak zepnie poślady i strzela w sylwetkę. Normalnie ma dziesięć, bo nie zawsze chce czy może wydawać SW i krew. A teraz zacznij odejmować kostki za celowanie w daną część ciała, warunki pogodowe, itd…
      I nie, nie myślałem o korzystaniu z własnej wiedzy, bo jej nie mam. Requiem po prostu nie znam i tak jest mi bardziej na rękę, bo łatwiej mi odgrywać postać, która też nic nie wie.

  8. A mi się podobało. Mimo wszystko. Ja mam wrażenie, że wszyscy mają Jonathana za debila i mi to leży bardziej niż gdyby mieli szeptać: „to ten zajebisty rozpierdalowywator, uważajcie”. Co w połączeniu z pokrętną logiką jaka nim kieruje („No to teraz mają przejebane. Położyli łapę na Lykanie, a tylko ja go mogę zabić) daje mieszankę wybuchową i brak jakichkolwiek obrażeń;] NIeznam Requiem i dla tego przede wszystkim w to gram;]

    Za wysoki koń dla nas ta pozycja, z prostego powodu – zero władzy politycznej mamy. Może jak by był jakiś Ventrue z 3 ghulami i 5 ciapami w sprzymierzeńcach i kontaktach było by inaczej. Zaczęliśmy od drugiej strony, trzeba się postarać.

    Jedna mała uwaga. Jesteśmy popychadłami, ale Cartianie bardzo starają się udawać, że to nieprawda;]

    • Co do Jonathana, to już w którymś momencie napisałem, że jest „Crazy Awesome”, bo zachowuje się kompletnie nieobliczalnie, ale efekt tego jest zaskakująco pozytywny (chyba przy kwiatkach po angielsku hasło „essence of Jonathonathanity” linkowało do tego artykułu).

    • Dziwnie się czuję odpowiadając na „mój” post 😛
      Władzę polityczną byście mięli, gdybyście sami coś w tym kierunku zrobili. Wiem, że nie bardzo dawałem czas na to na sesjach (choć się starałem wypytywać o plany postaci, co robią w wolnym czasie itp), ale to się zmieni. Jeszcze jedna, dwie sesje i wsadzę was na tory i popchnę do pierwszej zwrotnicy. Żebym później nie musiał stawiać was przed zbyt niefajnymi konsekwencjami.

  9. Nie zauważyłem, że jestem zalogowany na Artura, sorki:) Chociaż pewnie i tak wszyscy się domyślili, że to ja pisałem;]

    Takie było założenie postaci od początku – totalnie nieobliczalny koleś, który cieszy się tym kim jest;] Trochę taki Mel Gibson w Zabójczej Broni;]

    Poza tym jeżeli zaskoczysz swoich sojuszników, to tym bardziej uda Ci się to z wrogami;]

Dodaj odpowiedź do Seriously Mike Anuluj pisanie odpowiedzi