Grandtheftautowanie

Jak zauważyliście w ostatnim Niechcemisiu, wpadłem na jakże genialny pomysł dość luźnej kampanii, w której między jednym a drugim etapem ratowania świata, gracze mogli zabrać się za sporą ilość sidequestów. Niestety popełniłem przy tym parę błędów – przede wszystkim, na śmierć zapomniałem o wprowadzającym w zabawę tutorialu. To wbrew pozorom ma sporo sensu – zarówno w Saints’ Row 2, jak i Grand Theft Auto 4 mamy do czynienia z kilkoma misjami wprowadzającymi w fabułę i przy okazji prezentującymi mechanikę rozgrywki. Dowiadujemy się, że gang się rozpadł, kuzyn wpadł w kłopoty, a my musimy narozrabiać. W niechcemisiu zadanie z netheryjską pieczęcią nie było podane w sposób oczywisty, toteż drużyna zupełnie nie wiedziała, że ma pójść do tego gościa ze śmiesznego domku i zagadać z nim na ten specyficzny temat.

Grandtheftautowanie ma też inną implikację: apetyt rośnie w miarę jedzenia, nagrody też. Od czasu do czasu, można urwać łeb dotychczasowemu pracodawcy, szczególnie jeśli okazał się bucem albo nas wystawił – zresztą nawet bez urywania łbów zmienianie pracodawców może być zabawne, kiedy kończymy pracę dla typowego noworuskiego „pachana” i łapiemy kontakt z mafijnym consigliere albo ekscentrycznym reżyserem, albo nawet awansujemy w oczach dużego gangu i zamiast ziomala na rogu fuchy zaczyna nam zlecać jego przełożony. Oprócz tego zmieniamy lokacje na bardziej prestiżowe – dla przykładu, w shadowrunowym Los Angeles zaczniemy w spelunowatym San Fernando, a skończyć możemy na wypasie w Hollywood, po drodze zahaczając o równie wypasione Santa Monica, centrum LA i Fun City. Zresztą jeżeli moi drodzy gracze mnie czytają i są chętni, to uprzedzam że gangi z All Points Bulletin podobają mi się nadal i pojawią się w charakterze NPC’tów, na dokładkę do Triad, Yakuzy, ruskiej mafii i paru korporacji.

Poza tym, kampania w stylu Grand Theft Auto całkiem nieźle sprawdza się w Shadowrunie. Tutaj nie musimy ratować świata przed starożytnym królem upiorów, plagą smoków, kultem armageddonu, szalonym naukowcem ani komunistami. Owszem, narobimy dużo huku, zlikwidujemy parę osób i sprawimy, że ceny nieruchomości polecą na łeb na szyję, ale koniec końców postaci graczy nadal będą tylko najemnikami na wariackich papierach. A potem zawsze można zwiać gdzieś, gdzie jeszcze o nas nie słyszeli. W końcu jest Seattle, jest Denver, jest Hong Kong…

3 comments on “Grandtheftautowanie

  1. Pingback: Grandtheftautowanie, cz. 2 | Mike. Poważnie.

Dodaj odpowiedź do www.gryfabularne.blogspot.com Anuluj pisanie odpowiedzi